Trasa: Polana Huciska - schronisko na Polanie Chochołowskiej - przełęcz Zawracie - Wołowiec - Jarząbczy Wierch - Kończysty Wierch - Trzydniowiański Wierch - Dolina Chochołowska - Polana Huciska - Siwa Polana - 24 km
Mając świadomość nieuchronnie zbliżającej się zimy, zapragnęliśmy wykorzystać pewnie ostatnie już ciepłe, słoneczne dni i znów wybrać się w Tatry Zachodnie. Zaledwie miesiąc temu wędrowaliśmy ..z Grzesia na Rakoń.. ,a dziś będziemy zdobywać Wołowiec, Jarząbczy Wierch i Kończysty Wierch. Przynajmniej taki mamy plan. Tuż po wschodzie słońca meldujemy się na Siwej Polanie. W początkowym odcinku Doliny Chochołowskiej postanawiamy skorzystać z ciuchci Rakoń. Pisałam o niej już kiedyś, przy okazji jesiennej wędrówki na Grzesia. Pozwala ona zaoszczędzić około 1h czasu, który można przeznaczyć na odpoczynek na szczycie lub wydłużenie wycieczki o jakiś atrakcyjny punkt. Ciuchcia rusza o godzinie 8:00 i ostatnim kursem o 17:00 wraca na parking ( w intrenecie jest napisane, że pierwszy kurs jest o 9:00, a ostatni o 18:00 ). Cała przejażdżka trwa około 15 minut, po czym wysiadamy na Polanie Huciska i dalej czeka nas ponad godzinny spacer do schroniska. W jednej z poprzednich relacji przedstawiłam również wędrówkę przez końcową część doliny, której już tutaj opisywać nie będę. Chętnych odsyłam do tego wpisu ..przez Dolinę Chochołowską na Grzesia.. . A dzisiejszą relację fotograficzną zaczynam od wejścia na Polanę Chochołowską z charakterystycznymi pasterskimi szałasami..
Perspektywa kilkugodzinnej wędrówki o paru kanapkach, zmusza nas do odwiedzin w schronisku. No dobra może nie zmusza, ale mamy ochotę zjeść coś konkretnego. No dobra nie my, ale może bardziej ja :) Po szybkim posiłku wchodzimy na

Wędrówka tym szlakiem jest bardzo przyjemna. Krajobraz jest urozmaicony, w reglu dolnym i górnym występuje głównie świerk pospolity i polany borówki czarnej, a w wyższych partiach kosodrzewina. Co kilka minut robimy sobie małe przerwy na odpoczynek i łyk izotonika. Powyżej granicy lasu ciężko znaleźć cień, więc jesteśmy zmuszeni odpoczywać w pełnym słońcu..
Przed nami przełęcz Zawracie. Kiedy pierwszy mały cel jest już w zasięgu wzroku, to od razu nabieramy energii :)
Jesteśmy na przełęczy Zawracie . Po prawej mamy Rakoń, ale my zmierzamy w drugą stronę na Wołowiec..
Przed nami Rohackie Stawy w słowackiej części Tatr Zachodnich. Nad nimi górują Trzy Kopy, Banówka, Pachoł i Spalona Kopa. Po prawej Mały Salatyn, Salatyński Wierch i Brestowa ze Skrajnym Salatynem..
W końcu zdobywamy Wołowiec :) Jeden z najwyższych szczytów w Tatrach Zachodnich. Przecina go


Ależ tutaj pięknie. Nie mogę się nasycić tymi widokami. Jestem przeszczęśliwa, bo nocna pobudka i bardzo wczesny wyjazd był w pełni tego wart..
Udajemy się trochę poniżej szczytu na zasłużony odpoczynek i kanapki. Jest tutaj sporo turystów, gównie ze Słowacji. Przy okazji przeglądamy mapę, żeby zaplanować kolejną wycieczkę :)
Podobno bardzo często można spotkać tutaj kozice i świstaki. Nam się nie udaje zobaczyć ani jednych ani drugich. No nic, może innym razem. Siadamy na trawie z widokiem na słowackie Jamnickie Stawy, które w słońcu mienią się pięknymi kolorami..
Jamnicka Dolina zdecydowanie wskakuje na listę miejsc w Tatrach, które musimy odwiedzić..
Z Wołowca wchodzimy na

Chyba jednak cienias ze mnie. W drodze na Dziurawą Przełęcz w dwóch miejscach mam niezłego pietra. Szlak jest na krótkich odcinkach bardzo eksponowany. Wystarczyłaby chwila nieuwagi i jestem kilkaset metrów niżej. Staram się nie patrzeć w dół, ale ostatecznie ciekawość zwycięża. Chcę to jak najszybciej przejść, ale nogi mnie nie słuchają. Co będzie na kolejnych wycieczkach już w Wysokich Tatrach, kiedy zaczną się prawdziwe ekspozycje? Nie wiem. Mam nadzieję, że do tego czasu oswoję się z wysokością..
W końcu szlak zaczyna trawersować zbocze Łopaty. Tu idzie się zdecydowanie przyjemniej i w końcu czuję się bezpiecznie :)
Za nami Jamnickie Stawy, a w tle Rohacze - które bardziej przypominają swoim wyglądem Wysokie Tatry - i Wołowiec..
Przed nami spacer granią przez Kopę Prawdy, która jest niewielkim wypiętrzeniem i znajdującą się za nią Jarząbczą Przełęcz. Stąd doskonale widać jak jej północne stoki, opadają stromo do kotła lodowcowego w Dolinie Jarząbczej..
Cel coraz bliżej, a ja w niektórych miejscach staram się nie patrzeć na lewo ;)
Z ulgą i radością zdobywamy Jarząbczy Wierch..
Słońce powoli chyli się ku zachodowi. Jest późne popołudnie i do zmroku zostało niewiele czasu. Na szczycie towarzyszy nam jedna para, która od początku podążą tą samą trasą co my. Chwilę później opuszczają nas i zostajemy zupełnie sami. Nikt się tutaj już o tej porze nie wybiera, na horyzoncie ani żywej duszy. Pustka. Tylko my i góry. Siadam na kamieniu i patrzę na te zielone kępy kosodrzewiny, wymieszane z jaskrawoczerwonymi listkami borówki, żółtą psią trawką i rudym sitem skuciną, które tworzą o tej porze roku piękne kolorowe dywany pokrywające tatrzańskie zbocza. Nie ma chyba piękniejszej pory roku na wędrówki po górskich szlakach jak jesień. Cudowne miejsce i czas. Spędzamy tutaj około 40 minut napawając się tymi widokami. Chętnie zostałabym tutaj do zachodu słońca, ale zimny i dość porywisty wiatr, który nagle się pojawia skutecznie przegania nas ze szczytu. Zapinam kurtkę, lecz niewiele mi to daje. Przygotowaliśmy się do wycieczki, a mimo to mamy obawy czy po zachodzie słońca nie zrobi się nieznośnie zimno..
Z Jarząbczego Wierchu można również zejść


Z prawej panorama na Starobociański Wierch, a za nim Bystrą i Niżną Bystrą w słowackich Tatrach Zachodnich. W dole Dolina Raczkowa. Znajdują się w niej 3 większe stawy i 7 mniejszych, które po wiosennych roztopach zazwyczaj łączą się w jeden duży staw. Latem część z nich wysycha..
Trzydniowiański Wierch ma dwa wierzchołki i swoim zasięgiem obejmuje trzy grzbiety. Południowy, północny zwany Kulawcem i północno-zachodni zwany Ropą. Wędrówka na tym odcinku zdecydowanie należy do jednej z najprzyjemniejszych dzisiejszego dnia..
Na Trzydniowiańskim Wierchu spotykamy parę, która przyszła z kierunku w którym zmierzamy. Informują nas, że przed nami ciężkie zejście. Najpierw wśród zarastających szlak korzeni, a później po niewygodnych schodach. Nie zniechęcamy się, bo takie przeszkody każdy odbiera indywidualnie i coś co jest ciężkim zejściem dla jednych, dla nas może okazać się całkiem łatwe..
Co kilka metrów oglądam się za siebie, tak ciężko pożegnać się z tymi pięknymi widokami..
Do Doliny Chochołowskiej wędrujemy

Chwilę później dochodzimy do miejsca, gdzie zaczyna się wspomniany wcześniej tor przeszkód..
Nie jest źle, przynajmniej nie tak strasznie jak nas ostrzegano. Mi nawet się podoba, zawsze to jakieś urozmaicenie na szlaku :)
Tuż przed zmrokiem osiągamy górną granicę lasu. Faktycznie schody, które rozpoczynają się kawałek dalej są odrobinę uciążliwe. Na pewno zdecydowanie łatwiej się po nich schodzi, niż wchodzi..
W okolicach Małego Kopieńca zapada zmrok, więc drogę oświetlamy sobie latarką. Każdy mały szelest w krzakach wzbudza moją czujność, dlatego cały czas nasłuchuję szumu wody Chochołowskiego Potoku. To będzie znak że już jesteśmy blisko Doliny Chochołowskiej..
Co za przestrzeń... wspaniałe zdjęcia zrobiłaś i niebo pomogło Ci namalować wyjątkowy krajobraz. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPopieram obiema łapkami :D cudne widoki...
UsuńWidoki faktycznie były cudowne. Od dawna marzyła mi się tak piękna pogoda w Tatrach, aż w końcu się udało :)
UsuńPrzepiękne widoki! Rzeczywiście, trasę okazała się dobrym treningiem. Nie mogę doczekać się (foto)relacji z planowanych wycieczek w Wysokie! Jej, piękne zdjęcia, widoki, to niebo!
OdpowiedzUsuńKiedy to było? Ciekawi mnie zwłaszcza ze względu na długość dnia.
Pewnie już nie zdążymy wybrać się w tym roku w Wysokie Tatry. Nie mamy doświadczenia w zimowych wędrówkach w Tatrach, więc zdecydujemy się co najwyżej na jakiś spacer do Morskiego Oka ;) Relacja jest z 30 września :)
UsuńZakochałam się w Twoich zdjęciach:)
OdpowiedzUsuńDziękuję i bardzo mnie cieszy, że się podobają :)
UsuńO mamo, jak poetycko! Wiele bym dała, aby tam teraz być. Tęskno mi do gór. Tam wszystko wygląda inaczej. A przede wszystkim nasze życie. Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńGóry uwielbiam i doceniam za rozmaitość krajobrazu, za zmęczenie i trud wspinaczki gdzie nagrodą są przepiękne widoki :) Pozdrawiam :)
UsuńAleż przestrzeń, pięknie. Porzucam Warmię dla tych widoków :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na południe, choć Warmia też jest piękna. W ogóle mieszkamy w pięknym kraju :)
UsuńPrzepiękne krajobrazy, bardzo mi się podobają :) Mądra Główeczka
OdpowiedzUsuńNie ma to jak góry jesienią... i każdą inną porą :)
OdpowiedzUsuńNo i chyba trafiłem na koleżankę, której zdjęcia z rowerowych wycieczek podziwiam na Instagramie :O
Pozdrawiam
Arti
(Drużyna B.)