czwartek, 27 sierpnia 2015

Polskie wybrzeże na rowerze: wstęp i przygotowania


Trasa: Świnoujście - Międzyzdroje - Dziwnów - Niechorze - Trzebiatów - Mrzeżyno - Kołobrzeg - Mielno - Darłowo - Jarosławiec - Ustka - Smołdzino - Kluki - Łeba - Jastrzębia Góra - Władysławowo - Hel - Gdynia - Sopot - Gdańsk - Gdynia - 633 km  

 Udało mi się zrealizować jedno z moich marzeń rowerowych :) Przejechałam prawie całe polskie wybrzeże na rowerze. Sukces choć nie pełny. Nie udało nam się odwiedzić ostatniej latarni morskiej, bo deszczowa pogoda i PKP trochę pokrzyżowały nam plany. Mimo nie zawsze sprzyjającej aury była to niesamowita przygoda, którą polecam wszystkim osobom lubiącym wycieczki rowerowe. To wspaniała okazja na obcowanie z pięknem otaczającej nas przyrody i sposób na docenienie walorów krajobrazowych naszego kraju :) Trasa naszej wycieczki nie przebiegała w pełni międzynarodowym szlakiem rowerowym R-10 i była przez nas dodatkowo modyfikowana w trakcie, w zależności od pogody i naszych upodobań. Nie ustalaliśmy też przed wyjazdem ile musimy dziennie przejechać kilometrów, bo nie chcieliśmy narzucać sobie z góry dystansu który musimy osiągnąć za wszelką cenę. Od początku planowania wyprawy założyliśmy, że nie będziemy rezerwować żadnych noclegów z wyprzedzeniem i dobrze, bo ze znalezieniem kwatery nie było najmniejszych problemów, a będąc już na miejscu nigdy nie szukaliśmy jej dłużej niż 10 min. Po za tym jeśli gdzieś nam się spodobało to mogliśmy zostać tam trochę dłużej bez obawy, że nie zdążymy dojechać na zarezerwowany wcześniej nocleg. Chcieliśmy mieć po prostu pełną swobodę :) W trakcie naszej wycieczki spotkaliśmy mnóstwo fajnych osób. Głównie rowerzystów, którzy tak jak my przemierzali polskie wybrzeże w tym - ku naszemu zaskoczeniu - sporą ilość obcokrajowców. Często byliśmy zaczepiani przez ludzi zaciekawionych tym skąd jesteśmy i dokąd zmierzamy. Usłyszeliśmy setki miłych i motywujących komentarzy, co jeszcze dodatkowo dawało nam rowerowego powera :) Wiem, że wybrzeże można przejechać rowerem w mniej niż tydzień, ale dla mnie taka jazda traci swój urok. Nasza wyprawa trwała praktycznie dwa tygodnie ale gdybym mogła, to chętnie rozplanowałabym ją na cały miesiąc. Moglibyśmy wtedy zobaczyć wszystkie atrakcje które musieliśmy pominąć, poświęcić parę dni na leżenie plackiem na plaży i dokładniej zapoznać się z miejscami, na których zwiedzanie mieliśmy zbyt mało czasu..

  Aaaaa..i  nie łudźcie się, że nad morzem jest płasko :) 
Niestety były podjazdy, które dały nam się nieźle we znaki..

Kross Trans Alp

PRZYGOTOWANIA

  Zawsze przed każdym rowerowym wyjazdem mniejszym czy większym staram bliżej przyjrzeć trasie którą będę przemierzać, a także poszukać informacji na temat atrakcji w okolicach. W tym przypadku na kilka miesięcy przed wyjazdem zaczęłam jeszcze dodatkowo przeglądać w internecie relacje innych osób z tej trasy. Dzięki temu uniknęliśmy niepożądanych niespodzianek w trakcie, wiedzieliśmy co trzeba koniecznie zobaczyć, jakie miejsca można sobie można darować i które odcinki trasy lepiej omijać :) Jeśli chodzi o kondycję to nie pracowaliśmy nad nią w ogóle. Mieliśmy za sobą parę wycieczek po około 50 km i tyle. Trochę obawialiśmy się czy damy radę codziennie przemierzać dłuższe dystanse z obciążeniem, ale zupełnie niepotrzebnie. Najważniejszy w tym wszystkim jest rower. Wcale nie potrzeba do tego sprzętu za kilka tysięcy złotych, ważniejsze jest żeby był on sprawny i przede wszystkim wygodny. Taki na którym będzie nam się dobrze jechało kilkadziesiąt kilometrów każdego dnia bez bólu pleców czy nadgarstków. Kolejnym etapem był zakup map polskiego wybrzeża. Nie lubię i nigdy nie korzystam na rowerze z GPS-a i temu podobnych wynalazków. Jakoś w pełni im nie ufam, a do tego wymagają ładowania. Wolę tradycyjne mapy. Tu polecam te z serii ExpressMap w wersji laminowanej, które okazały się wystarczająco dokładne i trwałe. W wolnych chwilach naniosłam na nie naszą trasę za pomocą niezmywalnego foliopisu w kolorze czerwonym, co zdecydowanie ułatwiło nam późniejszą jazdę. Nie musieliśmy w trakcie podróżowania zastanawiać się którędy jechać. Następnie uzupełniałam na mapie informacje co ciekawego do zobaczenia jest w danym mieście dzięki czemu nie musieliśmy zabierać ze sobą przewodnika, który byłby tylko dodatkowym ciężarem..

mapy

 Bliżej lata zaczęliśmy kompletować brakujący sprzęt. Musiałam sobie kupić przede wszystkim solidne zapięcie do roweru. Postanowiłam zainwestować w U-Locka z dodatkową stalową linką, którą można użyć do spięcia kół lub zabezpieczenia drugiego roweru. Sporo waży, ale zapewnia psychiczny komfort podczas wchodzenia na szczyt latarni morskiej czy robienia zakupów, kiedy rower musimy pozostawić bez opieki.. 

U lock Onguard

 Potrzebowałam też kasku. W kilku sklepach przymierzyłam kilka modeli z różnej półki cenowej i kupiłam jeden z droższych za to bardzo wygodny, z dobrą regulacją. Nie chciałam kupować byle czego. Przyznaję się bez bicia, że nie zawsze go zakładałam. Korzystałam z niego tylko na drogach, gdzie towarzyszył nam ruch samochodów. Pewnie przejedzie ze mną jeszcze nie jedną trasę :) Podczas tych kilku dni na pewno mnóstwo rzeczy umknęło by mi z pamięci, gdyby nie mały notesik w którym codziennie wieczorem notowałam co ciekawego wydarzyło się w ciągu dnia, ile przejechaliśmy kilometrów i jaką trasą..

kask

  Musieliśmy też zaopatrzyć się w śpiwory. Wybraliśmy model Fjord Nansen Fredvang, tak bardzo polecany przez podróżujących rowerzystów. Jeśli zamierzacie jechać nad morze tak jak my we wrześniu i nie macie w planie spać w namiotach tylko na kwaterach, to bardzo go polecam. W nocy bywało mi w nim wręcz gorąco. Pod namiotem spisze się na pewno w środku lata, we wrześniu raczej w nim zmarzniecie. Po spakowaniu ma niewielkie rozmiary i bardzo małą wagę ( 650 g rozmiar L ). Zdarzało się, że podczas poszukiwania noclegów informacja o tym że nie potrzebujemy pościeli bo mamy swoje śpiwory miała decydujący wpływ na to czy ktoś zechciał nas przenocować, a czasem nawet obniżała cenę za nocleg :) Nie zapomnieliśmy też o apteczce. Ja swoją kupiłam za kilka złotych chyba w Lidlu, kiedy w ofercie była odzież i akcesoria dla rowerzystów. Nic jej nie brakuje, dokupiłam jedynie wodę utlenioną w żelu..

Fjord Nansen Fredvang

  Ręczniki szybkoschnące jak sama nazwa wskazuje, szybko schną i zajmują bardzo mało miejsca. Na wyjazd zabrałam dwie sztuki wielkości 140 x 70 cm. Fioletowy kupiłam kiedyś w Biedronce, a niebieski przed wyjazdem w sklepie z artykułami sportowymi. Nie zauważyłam żadnej różnicy między nimi. No może ten z Biedronki po zwinięciu jest trochę większy od tego drugiego..

ręczniki szybkoschnące

 W Rossmannie mam swój ulubiony dział z miniaturkami kosmetyków. Można tam znaleźć małe buteleczki szamponów i odżywek do włosów, żeli pod prysznic, balsamów do ciała, żeli do higieny intymnej, toników do twarzy, mini pasty do zębów, miniaturowe nici dentystyczne, zmywacze do paznokci w płatkach zamykane w szczelnym słoiczku, płyny do prania w małych buteleczkach i wiele innych. Ba! Ja nawet kupiłam sobie mini zestaw do szycia ;)

co zabrać
co zabrać

 Tam też zaopatrzyłam się w małą podróżną kosmetyczkę z różnego rodzaju pojemniczkami do których przelewa się swój ulubiony żel pod prysznic lub szampon do włosów. Jeśli pojemności wydają się Wam nie wystarczające na wyjazd to zawsze można uzupełnić zapasy w trakcie podróży, bo Rossmann jest w każdym większym mieście.. 

co zabrać

  Warto poważnie się zastanowić nad tym, co chcemy ze sobą w taką podróż zabrać. My już kilkanaście dni wcześniej zaczęliśmy sobie spisywać na kartce wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Wykreślać to bez czego jednak możemy się obejść i dopisywać to o czym wcześniej zapomnieliśmy, a może okazać się niezbędne. Później zrobiliśmy próbne pakowanie, żeby mieć spokojniejszą głowę przed samym wyjazdem :) Jeśli jedziemy we dwoje lub więcej osób warto wcześniej ustalić, kto co ze sobą zabiera. Przecież nie potrzeba nam 3 pompek do roweru czy 4 ładowarek do telefonu ( o ile telefony mają takie samo wejście ). Jedna osoba może zabrać ładowarkę, druga pompkę itd. Kilka takich drobiazgów i nagle może się okazać, że udało nam się obniżyć wagę bagażu o kilogram albo więcej, a uwierzcie mi podczas takiej wyprawy dla mało wprawionych osób to dużo. Kolejnym nieodzownym dla mnie elementem wycieczki jest licznik rowerowy. Nie wyobrażam sobie, żebym miała jechać bez niego. Po za tym zwiększający się z godziny na godzinę dystans na wyświetlaczu zawsze działa na mnie motywująco. Mój licznik służy mi już kilka lat i cały czas działa bez zarzutu :) 

licznik rowerowy Sigma

 Sakwy towarzyszą mi od kilku sezonów. Postawiłam na polską markę i nie żałuję. Wybrałam wersję wodoodporną, bo nie wyobrażam sobie podczas trasy martwić się i kombinować jak je zabezpieczyć przed deszczem. Nie raz widziałam u innych sakwiarzy patenty z workami na śmiecie, ale po co przysparzać sobie dodatkowego kłopotu? Każde z nas spakowało się w dwie 30 litrowe sakwy Crosso Dry Big. Ja miałam jeszcze dodatkowo koszyk na kierownicy z podręcznymi rzeczami. Sama byłam zaskoczona, że ta moja góra ciuchów i 3 pary butów bez problemu zniknęły w tych dwóch wydawałoby się niewielkich sakwach. Z racji tego, że nie planowaliśmy spać na dziko czy na polach namiotowych to odpadło nam zabieranie namiotów, karimat i cieplejszych śpiworów. Zawsze to lżej :)

sakwy Crosso Dry Big

  Co do ubrań to nie brałam ich na każdy dzień a jedynie na połowę wyjazdu, bo mieliśmy w planie znaleźć kwaterę z możliwością zrobienia prania w pralce. Jak dla mnie było to najbardziej ekonomiczne rozwiązanie, bo dzięki temu ograniczyłam wielkość bagażu. Przed wyjazdem zaopatrzyłam się dodatkowo w długie getry z "pieluchą", wersja wiosna/jesień. Zdecydowanie poprawiły one komfort jazdy podczas chłodnych i deszczowych dni, a przyjemny meszek po wewnętrznej stronie miło grzał. Świetnie się spisały podczas kilku ulewnych deszczy, które nas spotkały po drodze bo schły bardzo szybko i nie powodowały nieprzyjemnego odczucia przemoczonego ubrania. Peleryna przeciwdeszczowa powinna być nieodłącznym elementem wyposażenia każdego rowerzysty, szczególnie na dłuższe trasy. Jedną kupiłam na allegro, drugą w sklepie z odzieżą używaną. Nie jeden raz uratowały nam życie i umożliwiły jazdę przy brzydkiej pogodzie :)

peleryna przeciwdeszczowa na rower

 Paszporty BLIZA zakupiłam w ostatniej chwili. Dla niewtajemniczonych napiszę, że są to małe książeczki do których zbiera się pieczątki wbijane przez pracownika każdej odwiedzonej latarni morskiej na polskim wybrzeżu. W zależności od ilości zebranych pieczątek, możemy uzyskać odznakę Miłośnika Latarń Morskich w stopniu brązowym, srebrnym lub złotym. Tą ostatnią dostaje się po zaliczeniu 3 latarni morskich po za granicami naszego kraju. Prawie wszyscy sakwiarze których spotykaliśmy mieli ze sobą te paszporty. Jest to na pewno fajna pamiątka z wyprawy :)

Paszport Bliza
Paszport Bliza

 Kilka dni przed wyjazdem zaczęliśmy sprawdzać prognozowany kierunek wiatru, żeby wybrać najlepszy wariant podróży czyli ze wschodu na zachód lub z zachodu na wschód. Jazda na rowerze z obciążeniem i do tego pod wiatr to naprawdę żadna przyjemność. Nam się udało, mogliśmy wybrać kierunek który nam najbardziej odpowiadał, czyli z zachodu na wschód..

Aaa.. i nie zapomnijcie aparatu fotograficznego :)  

8 komentarzy:

  1. Podoba mi się Twoje podejście do wyprawy, przygotowałaś się jak najlepiej, ale już w trakcie postawiłaś na spontan. Tak samo nie lubię GPSa, jedynie w ostateczności lub w dużych miastach, nic nie zastąpi dobrej mapy :) Niestety na jednej z map (innego regionu) z firmy, którą kupiłaś znalazłam aż 4 przejęzyczenia miejscowości, a u Ciebie jak się sprawdziły?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podczas trasy nie odnotowałam żadnych błędów na mapach, ale jadąc głównie przy morzu korzystałam tak naprawdę z ich niewielkiej części więc nie twierdzę, że błędów nie zawierają. Ogólnie jak na moje potrzeby okazały się bardzo czytelne i przejrzyste. Legenda też jest wystarczająca i dokładna :) Dużym plusem jest to, że są laminowane wiec o wiele trwalsze od zwykłych :)

      Usuń
  2. No ładna "przejażdżka" ;) Pozdrawiam... i oczywiście zazdroszczę

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielki szacunek, za organizację i pokonane kilometry. Podziwiam i zazdroszczę :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Polska jest naprawdę piękna...zresztą wiesz :)

      Usuń
  4. Naprawdę podziwiam i pozytywnie zazdroszczę! To musiała być wspaniała przygoda. Z niecierpliwością czekam na relacje. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Myślę, że każdy kto lubi jeździć rowerem trochę więcej niż do pracy czy na zakupy powinien wybrać się na taką wycieczkę. Trasa nie jest taka straszna na jaką wygląda, a gwarantuje niezapomniane wrażenia i świetną przygodę :) We mnie wzbudziła chęci na następną podobną wyprawę, więc już zaczynam obmyślać trasę na następny urlop :) Pozdrawiam

      Usuń