Trasa: Dziwnów - Dziwnówek - Łukęcin - Pobierowo - Trzęsacz - Rewal - latarnia morska w Niechorzu - Pogorzelica - Konarzewo - Trzebiatów - Trzebusz - Mrzeżyno - 69 km
Chyba w każdej nadmorskiej miejscowości, można zakupić świeże ryby prosto z kutra rybackiego lub smażone w pobliskiej smażalni. Te drugie mamy zamiar jeść przez cały wyjazd, natomiast tą pierwszą opcją też bym nie pogardziła gdybyśmy tylko mieli jakiegoś małego grilla. To kolejna rzecz którą zabierzemy na następną, tak długą wycieczkę rowerową :)
Zatrzymujemy się na chwilę w porcie. Spodobało nam się obserwowanie rybaków, którzy wrócili właśnie z porannych połowów i wyjmują zaplątane w sieci ryby..
Zauważyłam, że w Dziwnowie jest sporo ładnych pensjonatów. Niestety niektóre w fatalnym stanie..
Wyjeżdżamy z Dziwnowa i ładnym traktem pieszo-rowerowym docieramy do Dziwnówka. Na wjeździe do miejscowości zatrzymuję się prawie z piskiem opon, bo oczom nie wierzę. A to niespodzianka :) Nie wiedziałam, że nad morzem mam własne kwatery do wynajęcia :D
Za Dziwnówkiem wjeżdżamy na bardzo ładny odcinek szlaku R-10 do Łukęcina. Po drodze dołączają do nas dwie Niemki, starsze od nas drugie tyle. Trochę zabłądziły w lesie, bo na jednym z rozstajów dróg brakuje oznakowania R-10. Po krótkiej rozmowie okazuje się, że jadą z Niemiec do Rewala. Tam chcą zostać na dwie noce lub więcej i będą wracać z powrotem. Rowery mają chyba bardziej załadowane od naszych, a mimo to bez problemu dorównują nam tempa. Fajnie :) Chciałabym - będąc w ich wieku - mieć taką kondycję..
Przez pewien czas jedziemy blisko morza. Szum fal kusi nas coraz bardziej, więc na chwilę zjeżdżamy na plażę. Cudownie, bo prawie bezludnie. To miejsce znajduje się w środku lasu, a większość ludzi jest za pewne zbyt leniwa aby tu dotrzeć :) W takich momentach żałuję, że nie wzięliśmy namiotu by spędzić noc na plaży..
Nasze współtowarzyszki zostają, a my zjeżdżamy do Łukęcina po coś do picia. Izotoniki w takie gorące dni jak ten znikają nam w ekspresowym tempie. Zastanawiam się jak wygląda przemierzanie szlaku R-10 w środku lata, kiedy dokucza prawdziwy upał i przypiekające słońce? Plusem jest to, że większość jego odcinków to leśne drogi, więc mamy szansę na odrobinę cienia..
Znów jadę na szarym końcu, bo przecież muszę zrobić zdjęcie takiej ładnej trasy :)
Dojeżdżamy do Pobierowa. Rozsiadamy się na ławce i robimy sobie przerwę na uzupełnienie płynów w organizmie :)
Ponad połowa sklepów i barów jest pozamykana. Mimo ładnej pogody ludzi jest niewiele. Strasznie smutno musi być nad morzem w zimie, kiedy te wszystkie nadmorskie miejscowości są całkowicie wyludnione..
W Pustkowie zajeżdżamy na plac, gdzie można poczuć się jak na Giewoncie. Bałtycki Krzyż Nadziei został postawiony w 2007 roku. Ma on nawiązywać do słów wypowiedzianych przez Jana Pawła II podczas mszy św. w Szczecinie w 1987 roku: „ Jak wiatr wieje od Bałtyku po gór szczyty – do krzyża na Giewoncie.” Za krzyżem nie zobaczycie panoramy Podhala, ale możecie zejść na plażę :)
W Trzęsaczu od razu wjeżdżamy na platformę widokową, gdzie dwóch sakwiarzy z zagranicy gotuje sobie obiad. Przy barierce postawili rowery, rozłożyli kocyk, kuchenkę gazową i jakiś prowiant. Patrząc na bulgoczącą w garnku zupę czuję mały głód. To jeszcze nie pora na obiad, więc zapycham się wygniecionym w koszyku bananem :)
Pierwsze wzmianki o Trzęsaczu jako wsi z kościołem parafialnym św. Mikołaja pochodzą z 1331 roku. Dziś trudno uwierzyć w to, że wtedy świątynię od morza dzieliło aż 2 kilometry! W 1850 roku odległość między ścianami kościoła, a klifem wynosiła zaledwie 5 metrów. Ostatnie nabożeństwo zostało odprawione w 1874 roku po czym kościół zamknięto, a jego wyposażenie przewieziono do katedry w Kamieniu Pomorskim oraz do kościoła w Rewalu. Pierwszy fragment budynku runął w 1901 roku podmyty falami Bałtyku. Ostatnie osunięcie nastąpiło w 1994 roku. Do dnia dzisiejszego zachował się jedynie fragment ściany południowej. W 2001 roku klif został zabezpieczony 80-metrową opaską brzegową przeciwdziałającą niszczeniu go przez fale Bałtyku. Szkoda, że nie udało się go w całości uratować przed niszczycielskim działaniem morza..
Jedziemy zobaczyć jeszcze zabytkowy neogotycki kościół w Trzęsaczu, który powstał po zamknięciu kościoła na klifie. W 1880 roku świątynia została poświęcona i oddana do użytku wiernych. Podczas II wojny światowej uległa ona bardzo znacznym zniszczeniom i została odbudowana dopiero w 1998 roku. W 2002 roku do kościoła powrócił ołtarz z kościoła św. Mikołaja, który do tego czasu był przechowywany w Kamieniu Pomorskim..
Na mapie mam zaznaczone jeszcze jedno miejsce. które chciałabym odwiedzić. Ta brukowana ulica prowadzi do..
..stacji kolejowej. Rewal posiada bardzo ładny, odremontowany dworzec przy którym przebiega Nadmorska Kolej Wąskotorowa "Ciuchcia Retro". Jest to niebywała atrakcja, która liczy sobie ponad 100 lat. Parowóz który stoi na czele tego zabytkowego taboru, został wyprodukowany 1950 roku w pierwszej fabryce lokomotyw w Polsce. Obecnie ta linia kolejowa, dworce jak i ciuchcia są w trakcie rewitalizacji. Wagony zostały odnowione, posiadają toalety i ogrzewanie. Ciuchcia kursuje na 2 trasach. Z Gryfic do Pogorzelicy na odcinku 39,5 km i z Trzęsacza do Pogorzelicy na trasie ok 10 km..
Szkoda, że nie mamy na tyle czasu żeby się ciuchcią przejechać, ale może uda nam się ją chociaż zobaczyć. Niestety z rozkładu wynika, że jest już po sezonie i kolejka rzadziej kursuje, więc oglądamy tylko dworzec i jedziemy dalej. Na stronie rewal.net.pl można zobaczyć jak dworzec wygląda z lotu ptaka..
W centrum, przy deptaku rzuca mi się gdzieś w oczy napis "naleśniki". W sekundzie stwierdzam, że dzisiaj nie będę jeść ryby na obiad tylko naleśniki :) Okazuje się, że w kilku restauracjach naleśników po sezonie już nie serwują, są one nawet wykreślone z menu. W tych w których jeszcze można je zamówić, jakoś mi nie podchodzą dodatki..chyba zaczynam marudzić..
W Rewalu tak jak w Trzęsaczu, można podziwiać morze z platformy widokowej..
Od platformy bardziej mi się podobały szkielety wielorybów ze stali, zaprojektowane przez kołobrzeskiego artystę Wiktora Szostało :)
Trend wieszania przez turystów kłódek w miejscach romantycznych (?) jest dość rozpowszechniony w Polsce. Pośród tego całego żelastwa na balustradzie platformy znajduję taką o to ładną kłódkę, chyba była wykonana na zamówienie..
Tak szczerze mówiąc, te wszystkie plaże w mniejszych miejscowościach wyglądają praktycznie tak samo :)
Z Rewala wyjeżdżamy elegancką ścieżką rowerową. Jedzie się nią rewelacyjnie..
Po kilku kilometrach ukazuje się główny cel dzisiejszego odcinka naszej wycieczki..
W końcu jestem pod najładniejszą latarnią morską na polskim wybrzeżu :)
Została ona pobudowana w latach 1860-1866 i jest wraz z ogrodem wpisana na listę zabytków. Początkowo zasilana była olejem rzepakowym, którego zużywano ok 1500 kilogramów rocznie. Światło tej 45 metrowej latarni widoczne jest z odległości 37 km. Na taras widokowy prowadzi ponad 200 schodów, ale co to dla nas :) Zazwyczaj zwiedzamy latarnie osobno. Raz wchodzi jedno raz drugie, żeby za każdym razem nie zostawiać bez opieki naszego całego dobytku. Dziś nam się poszczęściło. W ogrodzie przed latarnią zauważamy starsze małżeństwo siedzące na ławce, które godzi się przypilnować nasze rowery..
Widoki bardzo nam się spodobały. Zresztą przy słonecznej pogodzie panorama z każdej latarni wygląda ładnie..
Z tarasu widokowego widać Park Miniatur Latarni Morskich. Można tam obejrzeć 29 latarni morskich czynnych i historycznych w skali 1:10, w tym wszystkie znajdujące się na polskim wybrzeżu..
Rzucamy okiem na dół, czy nasze pojazdy jeszcze stoją ;)
Pod tą białą kopułą obok placu przed latarnią znajduje się motylarnia, gdzie można z bliska podziwiać swobodnie latające egzotyczne motyle..
W tle widać jezioro Liwia Łuża..
Po wyjściu z latarni postanawiamy poszukać jakiejś restauracji, albo smażalni ryb. W końcu pora coś zjeść..nie, nie tu :)
Mamy ochotę na obiad z widokiem na morze. Znajdujemy restaurację "12 w skali Beauforta" z tarasem przy samej plaży. Jak na taką lokalizację ceny nas mile zaskakują. Zamawiamy jedzenie, a ja schodzę na plażę fotografować mewy i łódki rybackie..
Jednak rezygnuję z naleśników na rzecz placków ziemniaczanych z.. mizerią :D. Łukasz skusił się na zupę rybną, która mu bardzo smakuje. Mój obiad też jest przepyszny..
Ciężko jest wstać od stołu kiedy jest się najedzonym, słonko grzeje, ludzie się opalają, morze szumi i wiatr rozwiewa włosy. Najchętniej resztę dnia spędzilibyśmy na plaży. Do wstania motywuje nas to, że im więcej przejedziemy kilometrów tym szybciej znajdziemy się w Łebie, gdzie czeka nas dwudniowe lenistwo :)
Jadąc przez centrum trafiamy na pomnik foki Depki, która urodziła się w 2004 roku w helskim fokarium. Jej historia jest dość ciekawa. Razem z innymi fokami została wypuszczona do morza, jednak w odróżnieniu od reszty która dotarła do brzegów Dani i Niemiec, Depka postanowiła wrócić nad polskie wybrzeże. Podobno jej ulubionym miejscem była właśnie plaża w Niechorzu, gdzie bardzo często wylegiwała się na piasku wśród turystów. Niestety ostatni raz widziana była w 2007 roku. Od tamtej pory nie wiadomo co się z nią stało..
Na wyjeździe z Niechorza spotykamy kolejnego sakwiarza. Mało rozmowny, pewnie się gdzieś spieszy..
W Pogorzelicy odwiedzamy kolejny odrestaurowany dworzec kolejki wąskotorowej. Przynajmniej mamy pretekst do chwilowego odpoczynku, bo słońce dość mocno grzeje :)
Gdzieś w okolicach Rogoziny zajeżdżamy do sklepu po coś do picia. Nie wierzę w to co słyszę :) Ani wody mineralnej, ani coli, ani soku z lodówki tylko zimne piwo. Ja wiem, że w upalne dni, to schodzi najlepiej ale żeby choć jednej schłodzonej butelki wody nie było? Cóż zadowalamy się ciepłą colą :(
Gdzieś w Zapolicach przegapiamy skręt na Sadlno i jesteśmy zmuszeni jechać główną drogą. Kilka kilometrów dalej zatrzymujemy się na chwilę przed takim ładnym, opuszczonym (?) domem krytym strzechą..
Przed samym Trzebiatowem skręcamy w lewo w drogę do Nowielic. Na mapie mam zaznaczone, że znajduje się tam zabytkowy kamienny most. Wobec tego jedziemy go zobaczyć..
Wejście na most jest zabronione i dodatkowo zamurowane. Jednak cześć pustaków została usunięta, a grupa mokrych po kąpieli w rzece dzieciaków swobodnie po nim maszeruje. Wchodzę pierwsza i ostrożnie stąpam po zarośniętych szynach. Jest to most kolei wąskotorowej, tej samej która biegnie przez Rewal. Niestety odcinek Pogorzelica - Trzebiatów nie został uruchomiony ze względu na zły stan techniczny tego właśnie mostu i zniszczone torowiska. Może kiedyś doczeka się rewitalizacji i będzie ciekawą atrakcją na trasie Ciuchci Retro :)
Rzeka Rega jest bardzo malownicza i niesamowicie czysta. Nie dziwne, że latem stanowi ona trasę spływów kajakowych..
Wracamy do drogi głównej..
..i wjeżdżamy do Trzebiatowa. To małe i przyjemne miasteczko, zaskakuje mnie ilością zabytków. Niestety robi się już późno i nie mamy zbyt dużo czasu na zwiedzanie. Nie wszystko udaje nam się zobaczyć..szkoda..
Rzeka Rega która otacza miasto z trzech stron stworzyła idealne warunki do założenia osady. W IX wieku znajdował się tutaj warowny gród słowiański, stąd też w latach 1931-1932 podczas prowadzonych tutaj wykopalisk odkryto fragmenty budynków z paleniskami oraz ceramikę. Znaleziono też rzymskie monety, prawdopodobnie złożone w ofierze Perunowi. Pierwsze wzmianki o mieście pochodzą z 1170 roku. Całe Stare Miasto jest wpisane do rejestru zabytków, a w rynku znajduje się sporo zabytkowych kamienic. W jednej z nich w 1596 roku otwarto pierwszą na Pomorzu aptekę..
Pierwszy ratusz w stylu gotyckim został wzniesiony w XV wieku i spłonął w 1696 roku. Obecny wybudowano w 1700 roku i w jednej z jego ścian elewacyjnych zachowano fragmenty pierwotnego budynku pozostałe po pożarze. Dach zwieńczony został wieżyczką z zegarem. O godzinie 9, 12, 15 i 18, a w lecie także o 20 z wieży rozbrzmiewa hejnał miejski..
Trzebiatów ma jeszcze jedną ciekawą atrakcję. Jest nim Szlak Słonia nawiązujący do słynnej słonicy Hansken, która była mistrzynią cyrkowych sztuczek. W pierwszej połowie XVII wieku przyjechała ona wraz ze swoim treserem do Trzebiatowa i tak zachwyciła mieszkańców, że jakiś anonimowy artysta postanowił uwiecznić ją na jednej z kamienic w rynku..
Szlak Słonia rozpoczyna się od rynku i przez kolejne przystanki jesteśmy prowadzeni przez namalowaną na chodnikach trasę w postaci czerwonej, przerywanej linii. Dzięki temu nie potrzebujemy mapy i na pewno nie zabłądzimy :) My poruszamy się po mieście dość chaotycznie. Dlatego też najpierw trafiamy pod kaplicę Św. Ducha w Trzebiatowie, na temat której pierwsze wzmianki pojawiają się w 1309 roku, jako o świątyni wchodzącej w skład obiektów szpitalno-opiekuńczych. Jest to gotycki, jednonawowy budynek o prostokątnym rzucie w szczycie ozdobiony blendami. W 1534 roku w kaplicy obył się sejm stanów pomorskich, który uchwalił wprowadzenie w Księstwie Pomorskim protestantyzmu. Od XVII wieku kaplica pełniła rolę magazynu soli. W późniejszych latach była remizą strażacką, następnie aulą szkoły żeńskiej. Od 1956 roku jest cerkwią i służy wiernym parafii prawosławnej. Kaplica jest ozdobiona wewnątrz pięknymi polichromiami, których niestety nie mamy okazji zobaczyć..
W południowej części starego miasta znajdują się mury obronne i baszta Kaszana, które powstały w latach 1300-1370 wraz z bramami miejskimi, basztami prochowymi i fosami. Pierwotna długość murów wynosiła 2,5 km z czego do dzisiaj zachowało się ich 1600 metrów, wraz z basztą prochową i pozostałością fosy od zachodniej strony miasta. Żadna z bram miejskich nie przetrwała do naszych czasów. Baszta Kaszana odegrała ważną rolę w średniowiecznym handlowym konflikcie Trzebiatowa z Gryficami. Podobno miska gorącej kaszy, którą jadł jeden ze strażników baszty spadła na głowę jednego ze skradających się gryfickich wojowników. Krzyk oparzonego zaalarmował mieszkańców, którzy wspólnie odparli atak wroga. Tak miska kaszy ponoć uratowała miasto :)
Kościół Macierzyństwa Najświętszej Marii Panny zdecydowanie góruje nad miastem od XIV wieku. Lubię takie gotyckie, piękne i strzeliste kościoły. Ten jest dość wyjątkowy, bo nie dość że jest jednym z najstarszych i najwyższych na Pomorzu Zachodnim, to w okresie średniowiecza pełnił funkcje latarni morskiej dla rybaków zmierzających do portów w Mrzeżynie i Kołobrzegu. Do jego najcenniejszych zabytków należy obraz ołtarza głównego z wizerunkiem Najświętszej Maryi Panny z dzieciątkiem ukoronowanych w 2006 roku złotymi koronami oraz organy i witraże..
Robi się już późno i musimy powoli opuszczać miasto..
Na spokojne zwiedzanie Trzebiatowa trzeba poświęcić minimum jeden dzień. Nam nie udało się obejrzeć wszystkich jego zabytków jak pałacu, zespołu młyna, koszar, zespołu elektrowni wodnej, dworca kolejki wąskotorowej, kilkunastu zabytkowych domów czy słynnego sgraffito ze słonicą. Z żalem opuszczamy to ładne miasteczko, ale chcemy przed zmrokiem dotrzeć do Mrzeżyna na nocleg. Sam Trzebiatów wpisuję na listę miast, które koniecznie muszę odwiedzić przy okazji kolejnej wycieczki nad polskie wybrzeże :) Wtedy na pewno poświecę mu więcej czasu..
Za Trzebiatowem znów przez nieuwagę zjeżdżamy ze szlaku R-10, który biegnie przez Gorzysław i orientujemy się dopiero w Trzebuszu, że coś jest nie tak. Droga paskudna, bo bardzo ruchliwa ale ostatecznie jakoś bezpiecznie udaje nam się dojechać do Mrzeżyna. Robimy szybkie zakupy na kolację i równie szybko znajdujemy kolejny fajny nocleg w Domu Hermana przy Torowej 8. Dostajemy bardzo duży pokój z łazienką na parterze, do którego za namową właścicielki wstawiamy rowery. Obok mamy do dyspozycji kuchnię. Teraz możemy odpoczywać przed kolejnym, czwartym dniem naszej podróży :)
Na wybrzeżu byłem chyba trzykrotnie w swym życiu i kompletnie nie zrobiło na mnie wrażenia. Czytając opisy Twej wycieczki jednak myślę, że nie wszystko stracone i jeśli kiedyś zawieje mnie tam wiatr to jednak wywiozę stamtąd pozytywne wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńP.S. niestety mnie również zdarzyło się parokrotnie trafić na mały wiejski sklepik gdzie w upalny dzień w lodówce mieli tylko złoty trunek. Smutne gdyż potwierdza to tylko jedną z utartych opinii o Polakach.
Też byłam kilka razy nad morzem, dawno temu i wtedy również nie zrobiło ono na mnie większego wrażenia. Nawet byłam trochę rozczarowana, bo mimo tego że było ciepłe i słoneczne lato, to woda była tak lodowata że przez cały pobyt do niej nie weszłam :) Teraz po kilku latach kiedy znów odwiedziłam wybrzeże mogę powiedzieć, że bardzo mi się podobało. Może to kwestia tego, że podczas urlopu nad Bałtykiem warto też pozwiedzać okolicę, a nie tylko leżeć plackiem na plaży :)
UsuńWczoraj przejechałem większość tej trasy w jesiennej scenerii. Poza tym, że było chłodno i mokro to oczywiście było też ładnie. Nadmorskie miejscowości najwięcej uroku mają po sezonie, gdy po ulicach nie krążą tysiące turystów. Wrzucam link do fotek z mojej trasy: https://goo.gl/photos/iyM2xw8mXqXsA1ULA
OdpowiedzUsuńfajna wycieczka i znajome miejsca..potwierdzam, że najfajniej jest po sezonie kiedy spotyka się znikomą ilość turystów :)
UsuńUwielbiam te okolice, to nasze rodzinne sentymentalne miejsca. I rowerowo tez super! Jeśli wybierzemy się w tym roku nad morze z rowerami, to pewnie tam :) NAd Regą łowiłam ryby :) muszę spytać tatę, czy trafiliśmy kiedyś na ten kamienny most..
OdpowiedzUsuńW takich razie nie muszę reklamować i zachwalać tamtych rejonów, bo na pewno świetnie je znasz :) Natomiast zwiedzanie wybrzeża na rowerze polecam jak najbardziej. Z roweru dostrzega się więcej. Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam :)
Usuń