Trasa: Gdańsk - PKP Gdynia - 29 km + pociągiem do Krakowa
Ostatni dzień podróży miał rozpocząć się ok 7:00 rano, ale ostatecznie wstajemy w okolicach 10:00. Przed nami około 30 km do dworca kolejowego w Gdyni. W planie mieliśmy wyjechać wcześniej i przed odjazdem pociągu wstąpić jeszcze na plażę. Jest ciepło i słonecznie więc fajnie byłoby tak na koniec, poleniuchować nad Bałtykiem. Niestety za późno wstaliśmy i za bardzo nie mamy na to czasu. Muszę przyznać, że Gdańsk ma świetną infrastrukturę rowerową. Prawie 600 km ścieżek rowerowych, bardzo ułatwia rowerzystom przemieszczanie się po mieście. Do tego monitorowane parkingi dla rowerów i pętle rekreacyjne po najciekawszych zakątkach Gdańska, to naprawdę rozwiązania godne pozazdroszczenia. Fajne są też ustawione przy ścieżkach rowerowych liczniki, które odnotowują ilość przejeżdżających rowerów w ciągu doby. Wyobrażacie sobie, że przed południem mój rower był 500 którymś tam przejeżdżającym?! Myślę, że to świetny wynik jak na jeden punkt pomiarowy i dość wczesną godzinę :) W Sopocie niestety już nie jest tak kolorowo. Ścieżek jak na lekarstwo, na ulicę strach zjechać, a chodniki krzywe i dziurawe. Szkoda, że miasto nie bardzo dba o rowerzystów i chyba nie chętnie bierze przykład z sąsiedniego Gdańska. Od czasu do czasu zdarza nam się nieplanowane towarzystwo w podróży :) W pewnym momencie przyłącza się do nas rowerzysta. Z zaciekawieniem pyta skąd jesteśmy i dokąd jedziemy? W skrócie zdajemy mu relację z wycieczki i chyba jest pod nie małym wrażeniem :) Przez kilka minut miło sobie rozmawiamy, po czym nasz towarzysz życzy nam szerokiej drogi i skręca w boczną ulicę. Kilka minut później dojeżdżamy do Gdyni. Ścieżki rowerowe jakieś tutaj są i to całkiem przyzwoite. Na dworzec docieramy 2 godziny przed odjazdem pociągu, więc jedziemy do jakiejś baro-kawiarni na ulicę Starowiejską. Żurek mają tam naprawdę dobry choć bardziej przypomina zupę jarzynową, ale kawa to jakaś straszna lura. Pora wracać na dworzec kolejowy. Na peronie czeka na nas Pendolino..