Trasa: spacer po Ruchomych Wydmach
Po prawie tygodniu nieprzerwanej jazdy, należy nam się chwila wytchnienia. Nadszedł długo wyczekiwany dzień bez rowerów, z marzeniami o kąpieli w morzu i opalaniem na plaży. Niestety raczej na marzeniach się dzisiaj skończy, przynajmniej co do pluskania we wodzie i wygrzewania na piasku, bo termometr pokazuje tylko +10 stopni. Mimo słonecznej pogody, strasznie wieje. Łukasz idzie na taras sprawdzić czy przez noc nasze ubrania z suszarki nie pofrunęły do sąsiadów. Jeśli jutro nadal będzie tak wiało w plecy to świetnie. Jeśli kierunek wiatru ulegnie zmianie o 180 stopni, to dalsza droga będzie drogą przez mękę. Odganiam od siebie te czarne myśli i staram się skupić na przyjemnościach dnia dzisiejszego :) Po śniadaniu wiedzeni ciekawością udajemy się na główny deptak blisko plaży, gdzie stoją stragany w których można kupić praktycznie wszystko. Biżuterię, ubrania, buty, pełne wyposażenie plażowicza, widokówki, tandetne pamiątki i tu załamałam ręce.. oscypki z grilla. Brakuje tylko ciupagi :( No cóż.. Mijając Muzeum Erotyki dochodzimy do Skweru Rybaka, obok którego postój mają melexy jeżdżące do Rąbki. Za 6 zł od osoby jedziemy na główny parking przy wejściu do Słowińskiego Parku Narodowego. Jest tutaj możliwość skorzystania z wypożyczalni rowerów ( 9 zł/godzina ) lub z
melexów, które w kilka minut dowiozą Was pod same wydmy za 15 zł w jedną
stronę! My wolimy się przespacerować, bo po drodze jest wyrzutnia rakiet
którą chcemy zobaczyć.. W trakcie kilkukilometrowego spaceru mamy wrażenie, że jesteśmy dzisiaj chyba jedynymi pieszymi. Mijają nas tylko wypełnione ludźmi melexy i kilku rowerzystów. Wstęp do wyrzutni rakiet jest płatny 14 zł od osoby. Po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że internet w podróży to bardzo przydatna rzecz, bo już po chwili wiem z doświadczeń innych internautów, że atrakcja ta kompletnie nie jest warta takiej ceny za bilet. W takim razie zatrzymujemy się tutaj tylko na gorącą herbatę z cytryną i ruszamy dalej. Po niezbyt męczącej wędrówce docieramy w końcu do parkingu przy wydmach. Tutaj wysiada się z melexów, a także zostawia wypożyczone rowery. Mając solidne zapięcie można się pokusić o przyjazd na własnym rowerze i pozostawienie go tutaj. Dodatkowa opłata za postój 5 zł! Nie wiem czy ktoś go przypilnuje. My woleliśmy nie ryzykować z racji tego, że jest to nasz jedyny środek transportu podczas tej wyprawy..
Stąd już tylko 2 minuty do celu :) Zdejmujemy buty i idziemy dalej boso po piachu..
Nasz niepokój wzbudzają ciemne chmury. Aż się boję spojrzeć co czai się za górką :)
Po chwili chmury zakrywają całkowicie słońce i zaczyna wiać jeszcze mocniej.
Przy wejściu na Wydmę Łącką mijamy Martwy Las. Są to obumarłe w skutek braku wody i zasypywania przez piasek drzewa. Na tle lasu świetnie widać zjawisko "kurzenia wydmy". Przy odrobinie szczęścia możecie też posłuchać "śpiewu wydm", który powstaje podczas przenoszenia piasku przez silny wiatr..
Od czasu do czasu przez chmury przebijają promienie słońca i oświetlają tą wielką piaskownicę :) Oby tylko nie było burzy, bo tak naprawdę nie ma się tutaj gdzie przed nią schronić. Poniżej na parkingu też nie ma żadnego budynku ani wiaty..
Ruchome Wydmy leżą w Słowińskim Parku Narodowym, który w 1977 roku został włączony do sieci Światowych Rezerwatów Biosfery UNESCO. Wyglądają one wiele piękniej niż na zdjęciach, także tych które oglądałam w internecie. Niesamowite jest to, że za sprawą wiatru potrafią przemieszczać się na odległość nawet 10 metrów rocznie..
Każdy kto jedzie nad nasze morze, powinien choć raz w życiu przyjechać w to miejsce..
Teren za słupkami jest niedostępny dla turystów i dobrze. Aż strach pomyśleć ile by z tego pięknego miejsca pozostało, gdyby nie było żadnych ograniczeń szczególnie w sezonie..
Wciąż mam nadzieję, że w końcu się wypogodzi..
Niebo na horyzoncie wygląda coraz bardziej niepokojąco. Nasłuchujemy pomruków burzy, ale na szczęście nie słychać nic po za wiatrem..
Szybkie zdjęcie, bo..
..za plecami coraz groźniej..
Postanawiamy zejść na parking, bo z nieba zaczynają zwisać "firanki" z deszczu.
Mijamy strudzonych pustynną wędrówką turystów ;)
Żałuję, że nie zabrałam choć jednej peleryny rowerowej. Jest na tyle duża, że moglibyśmy się pod nią schronić we dwoje. Tak to jedynym naszym ratunkiem są.. toi toi-e na parkingu, do których chowamy się z kilkoma innymi osobami. Reszta próbuje schronić się pod daszkiem zamkniętej już budki z biletami lub ( jak dwie pomysłowe panie ) pod ogromnym wywrotem drzewa, który utworzył w ziemi niezłą norę :) Co kilka sekund z zaciekawieniem wyglądamy na zewnątrz. Ku naszemu zaskoczeniu podjeżdża melex z którego wysiada.. para młoda, fotograf i kilka innych osób chyba do pomocy. Pani młoda ma minę trochę nie pocieszoną, ale mimo to brnie w deszczu i piachu na górę. Po kilku minutowej ulewie na moment się przejaśnia i wychodzi słońce. Nie dajemy za wygraną i znów wypełzamy na wydmę :) Sesja ślubna trwa w najlepsze..
..a my w końcu możemy się pozachwycać wydmami w pełnym słońcu :)
Nie wiem czy wiecie, ale Wydma Łącka skrywa w sobie tajemnicę. Kiedyś była tutaj wieś o nazwie Łączka, którą pochłonęły piaski. Stąd też wydma wzięła swoją nazwę..
Idziemy wzdłuż słupków. Może teraz uda nam się dotrzeć nad samo morze, zanim wiatr przywieje kolejne deszczowe chmury..
Ten piękny krajobraz wydmowy na długo pozostanie w mojej pamięci :) Taka nasza Polska egzotyczna..
W końcu docieramy na plażę. Porzucam rzeczy na jakimś konarze wyrzuconym przez morze i biegnę do wody. Spacer brzegiem na boso nie należy do super przyjemnych więc..
..biorę się za zbieranie kamyków. Zaraz Wam pokażę do czego są mi potrzebne..
W kilka minut powstaje pamiątkowy napis na piasku :)
Jest tu tak pusto i pięknie. Marzenie! Mam ochotę na długi spacer wzdłuż brzegu, ale słońce znów chowa się za chmurami, a horyzont ciemnieje. Strasznie kapryśna ta dzisiejsza pogoda..
Z niedowierzaniem patrzymy jak dwoje ludzi zmierza wprost w tą czarną otchłań, podczas gdy my i kilka innych osób rozpoczynamy ucieczkę na parking..
Jednak nie! W ostatniej chwili stwierdziłam, że dwa drewniane pale to dobry materiał na zdjęcia. Co tam czarne chmury..
Łukasz prosi i woła, ale widząc że bezskutecznie zostawia mnie samą na plaży..
Tym razem to nie przelewki. Ciszę która panuje u podnóża wydmy przecina głośny grzmot. W te pędy doganiam Łukasza i oboje przyspieszamy kroku. Jestem trochę zawiedziona. Liczyłam na słoneczną pogodę i powrotny spacer do Łeby wzdłuż plaży. Niestety tym razem się nie udało. Może jeszcze kiedyś nadarzy się taka okazja, bo na pewno chętnie tu wrócę..
Co tam grzmoty i deszcz. Kilku gapiów nic sobie z tego nie robi :)
Wał szkwałowy nadciąga nad Wydmę Łącką..
Zanim udaje nam się dotrzeć do parkingu zostajemy razem z kilkoma osobami nieźle zmoczeni. Robi się paskudnie zimno, więc wszyscy bez wyjątku pakujemy się do jedynego melexa na postoju. Pal licho te 15 zł od osoby! Nawet nie zakładam moich przemoczonych butów, tylko wystawiam gołe stopy po za plandekę i machając wesoło sobie podśpiewuję. Łukasz z początku patrzy na mnie jak na wariatkę, po czym zaczyna się ze mnie śmiać. O dziwo naszym równie przemoczonym i zmarzniętym współtowarzyszom, też zaczynają dopisywać humory. Robi się naprawdę głośno i wesoło. Obym tylko jutro nie obudziła się przeziębiona. Busikiem wracamy do centrum. W trakcje jazdy nawiązujemy rozmowę z miłym kierowcą. Opowiadamy mu o nasze rowerowej wycieczce i wrażeniach z podróży. Okazuje się, że pan już kończy pracę na dzisiaj w związku z tym proponuje, że podrzuci nas pod samą kwaterę. I chwała mu za to! :)
Czy ja aby czasem nie wspominałem komentując jeden z Twych wpisów z tej wyprawy, że nie przepadam za morzem? Podtrzymuję... ale tam jest cudnie. Bardzo ładne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Ja też nie przepadam jakoś szczególnie za naszym morzem, ale faktycznie na wybrzeżu są miejsca które warto choć raz w życiu odwiedzić. Osobiście wolę góry. Jak mam wybierać między morzem w Polsce a morzem po za granicami naszego kraju, to wybieram na przykład to w Chorwacji lub w Bułgarii :)
Usuń