niedziela, 17 lipca 2016

Rowerowe Mazury i Podlaski Szlak Bociani: dzień 1 ..PKP Warszawa Wschodnia - Augustów - Mrozy Wielkie ( Ełk ) - 64 km


Trasa: PKP Warszawa Wschodnia - Augustów - Białobrzegi - Bargłów Kościelny - Borzymy - Sypitki - Sordachy - Mrozy Wielkie ( Ełk ) - 64 km

73 bociany :)


  Pociąg rusza z dworca Warszawa Wschodnia do Augustowa o 7:44, więc wstaję bardzo wcześnie. Towarzyszy mi lekki niepokój, już sama nie wiem czy spowodowany tym że mam spędzić urlop z zupełnie obcymi mi osobami, czy tym co nam dzisiaj może zaserwować PKP? Dziewczyny znam tylko z Internetu, z kilku wspólnych rozmów. Co będzie jeśli się nie dogadamy? Co jeśli w trakcie wycieczki rozmyślą się i zostanę sama z dylematem - wracać do domu czy jechać dalej w pojedynkę? Takie pytania krążą w mojej głowie od rana. Szykuję sobie herbatę i kanapki na drogę, kontroluję jeszcze bagaż i ruszam na dworzec. Po wgramoleniu się z ciężkim rowerem na peron, czekam na dziewczyny. Z minuty na minutę robi się coraz bardziej tłoczno. W końcu dostrzegam w tłumie Asię i Kasię. Od razu po przywitaniu się omawiamy strategię pakowania rowerów do pociągu, żeby zrobić to jak najszybciej i jak najbardziej sprawnie. Wnętrze przedziału rowerowego okazuje się dość ciasne, więc przeciskamy się między wiszącymi już rowerami. Podczas zakładania moich dwóch kółek na wieszak przypominam sobie, że klucz do u-locka został w samochodzie. Cóż, będę przez cały urlop wozić 1,5 kg na darmo. Na czas podróży pociągiem Asia spina nasze rowery razem, po czym z ulgą rozsiadamy się w naszym przedziale. Mamy 4 godziny na wzajemne zapoznanie się, zanim dojedziemy do Augustowa. Ładujemy nasze wewnętrzne akumulatory jakimiś kanapkami i słodyczami, przeglądamy mapy, omawiamy miejsca na naszej trasie i planujemy ewentualny dystans na dziś. W przedziale obok z zepsutego nawiewu dmucha bardzo ciepłe powietrze, które mimo otwartego okna zmusza naszych sąsiadów do poszukania sobie innego miejsca w pociągu. Konduktor rozkłada ręce. U nas jest dość znośnie. Pełny żołądek, rytmiczne bujanie wagonu i przytulne ciepło stwarzają mi idealne warunki do tego żeby bardzo szybko zapaść w sen. Chwilę później Kasia idzie w moje ślady..

pociag

 Tuż przed przyjazdem do Augustowa wszyscy rowerzyści zaczynają się gromadzić w przedziale z rowerami. Każdy z nas chce być w gotowości do wyjścia z pociągu. Tym bardziej, że z niewiadomych przyczyn, duże podwójne drzwi w naszym wagonie nie zostają otwarte. Musimy przeciskać się przez jedno wyjście, przez które rower z sakwami nie przejdzie. Zdejmujemy swoje bagaże i wynosimy wszystko na raty. Tak jak się spodziewałyśmy, w pewnym momencie rozlega się gwizdek do odjazdu. Pojawiają się również panowie ze Straży Ochrony Kolei. Zamiast pomóc i odbierać rowery albo bagaże od osób wysiadających, wolą stać i wszystkich bardzo nieuprzejmie pospieszać. Naprawdę, nic tak nie podnosi ciśnienia u rowerzysty przed wyprawą, jak nasze PKP. Z wyraźną ulgą wysiadamy na dworcu, ciesząc się że mamy to już za sobą..

dworzec

Kilka minut na ochłonięcie, sakwy zamontowane i kierujemy się do centrum Augustowa..

dworzec

 Po części   szlak rowerowy zielony   szlakiem przez las, a później słynnym Green Velo dojeżdżamy do Kanału Augustowskiego, wybudowanego w latach 1824 - 1839. Ta unikatowa na skalę europejską droga wodna, została wybudowana w celu ominięcia pruskich restrykcji celnych, które uniemożliwiały spławianie polskich towarów Wisłą do Gdańska. Kanał Augustowski ma około 103 kilometrów długości i położony jest na terenie Polski oraz Białorusi. Zbudowano na nim 18 śluz, z których 14 znajduje się na terenie naszego kraju..

kanal

 Szkoda że nie uwzględniłam w naszym planie, wycieczki statkiem lub kajakiem po kanale. Następnym razem na pewno sobie nie odmówię..

kanal

 Kiedy dojeżdżamy do rynku zaczyna padać deszcz, więc chowamy się w budynku w którym znajduje się informacja turystyczna. Dzięki temu oczekiwanie na bardziej sprzyjające warunki do jazdy, upływa nam na poszerzaniu informacji o regionie i poszukiwaniu jakiejś fajnej knajpki z dobrym jedzeniem..

rynek

 Jesteśmy już naprawdę głodne, więc ruszamy na ulicę Mostową do poleconego nam baru "Bartek". Chyba faktycznie muszą serwować tutaj dobre jedzenie, bo kolejka jest dość spora, a i miejsc przy stolikach brak. W końcu udaje nam się dosiąść do jakiegoś młodego małżeństwa. Obowiązkowo zamawiamy regionalne kartacze. To takie większe pyzy ziemniaczane nadziewane przyprawionym mięsem mielonym i okraszone smażonym boczkiem lub cebulką. Danie popularne w północno wschodniej części naszego kraju. Ja i Asia czujemy niedosyt, więc na drugi rzut idą jeszcze placki ziemniaczane :)

kartacze

 W trakcie posiłku przeglądamy mapę i decydujemy się jechać  szlak rowerowy żółty  szlakiem w stronę miejscowości Białobrzegi. Odcinek ten przebiega z dala od głównej drogi i do tego nad samym Kanałem Augustowskim, więc na pewno będzie ładnie. Martwi nas trochę pogoda, bo znów zaczyna padać. Właściwie w pewnym momencie zaczyna tak lać, że musimy zatrzymać się pod drzewami i przeczekać największą ulewę..

kanal

 Przed nami kilkadziesiąt kilometrów, a mimo niesprzyjającej pogody humor nam dopisuje :)

kanal

 Prócz wędkarzy spotykamy sakwiarza, który zgubił gdzieś na tej trasie swoich znajomych. Jemu nie straszny deszcz. Pyta nas o drogę i rusza dalej. Ciężkie, ciemne chmury przegania w końcu wiatr i możemy znów wsiadać na rowery. Przed Białobrzegami skręcamy w las i wjeżdżamy na asfaltową drogę, którą prowadzi nas do miejscowości Bargłów Kościelny..

rower

 Zatrzymujemy się na małe zakupy w tutejszym sklepie i robimy sobie krótką przerwę na posiłek. Trochę zgłodniałyśmy więc jogurt, banan, jabłko i dwie drożdżówki powinny załatwić sprawę..

bociany

 Pewnie nie wiecie, ale od początku wyjazdu mam zamiar każdego dnia liczyć napotkane przez nas bociany. Okazuje się, że nie jest to łatwe zadanie. Tych dumnie kroczących w trawie ptaków jest tutaj tak dużo, że do liczenia przyłącza się Asia bo ja w pewnym momencie przestaję nadążać :)

bociany

 Tuż za wsią Borzymy skręcamy w stronę miejscowości Romoty. Przy rozwidleniu dróg zauważamy cmentarz wojenny z okresu I wojny światowej. Zostało tutaj pochowanych 73 żołnierzy niemieckich i 54 żołnierzy rosyjskich. Naprzeciwko niego znajduje się dawny cmentarz ewangelicki..

cmentarz
cmentarz
cmentarz


 Kilkaset metrów dalej zatrzymujemy się przy kolejnym cmentarzu, tym razem we wsi Romoty. Znajdują się tutaj mogiły żołnierzy niemieckich i radzieckich. Obecnie zachowanych jest osiem nagrobków wraz z inskrypcjami. Cmentarz ten został założony w 1914 roku, a żołnierze którzy zginęli w walce chowani byli najbliżej miejsca w którym polegli, najczęściej było to sąsiedztwo okopów..


  W 2015 roku cmentarz przeszedł renowację. Całość zakładała odtworzenie wyglądu cmentarza z okresu międzywojennego. Co ciekawe zrobiono to tak dokładnie, że nawet mogiły zostały obsadzone barwinkiem zwyczajnym i rozchodnikiem, tak jak kiedyś robiono na mazurskich cmentarzach w okresie międzywojennym..


 Szutrową drogą, wśród śpiewów skowronka i łąk pełnych kwitnącej koniczyny dojeżdżamy do kolejnej wsi..

Suwalszczyzna

 Sypitki to całkiem przyjemna miejscowość z XIX-wiecznym młynem wodnym, który dziś pełni funkcję małej elektrowni wodnej. Odkąd powstał tu przystanek Ełckiej Kolejki Wąskotorowej, wieś zaczęła przyciągać turystów. Prócz zabytkowego mostu, dworku i węgorni, atrakcją są też spływy kajakowe..


 Od wsi jedziemy  szlak rowerowy czerwony  szlakiem podpisanym jako " Miejsca Pamięci". W Laskach Małych, skręcamy w drogę którą chcemy dojechać do miejscowości Sordachy. Zawsze w miarę możliwości staram się wybierać wszelkie szutrowe drogi wśród pól i łąk. Takich sielskich widoków nic nie jest mi w stanie zastąpić. I póki tych dróg nie zalewa jeszcze asfalt, staram się z nich korzystać..


 Do zmroku coraz bliżej. W pewnym momencie pochmurne niebo ustępuje zachodzącemu słońcu. Dziewczyny mnie wyprzedzają, a ja zostaję mocno w tyle. Nie mogę nasycić się pierwszymi dziś promieniami słońca, które za kilkanaście minut znikną za horyzontem. Głośne "cykanie" świerszczy dopełnia ten piękny, letni wieczór. Robię kilka zdjęć, zerkam jeszcze na mapę i dostrzegam na niej zaznaczony punt widokowy na Jezioro Selmęt Wielki. Lokalizacja idealna do oglądania zachodu słońca. Doganiam więc dziewczyny i postanawiamy przyspieszyć, bo słońce zajdzie za kilka minut..


 W Sordachach czeka nas niespodzianka. Jakiś miejscowy chłopak zapytany o drogę na wyżej wspomniany punkt widokowy robi wielkie oczy i mówi, że niczego takiego tutaj nie ma. Za to poleca nam noclegi u sołtysa w Mrozach Wielkich. No cóż, widocznie wkradł się jakiś błąd na mapie. Do domu sołtysa dojeżdżamy o zmroku. Bardzo fajne miejsce tuż nad brzegiem jeziora, które zdecydowanie możemy polecić. Dzięki temu, że mamy swoje śpiwory i nie potrzebujemy pościeli udaje nam się przenocować za 30 zł od osoby. Rowery lądują w stodole, a my po kolei pod upragnionym prysznicem, a później w swoich łóżkach. Pierwszy dzień naszej rowerowej przygody dobiegł końca :)



dzień 10 ..
dzień 11 ..
dzień 12 ..
dzień 13 ..

4 komentarze:

  1. Łąki, pola i drogi wijące się pośród nich to oczywiście jest to co tygryski lubią najbardziej ;) No i oczywiście obowiązkowy już u każdego podróżnika opis "przygód" podczas korzystania z PKP. Ech póki co moje kolejowe podróżowanie sprowadza się do lokalnych połączeń, z którymi nie mam problemów, lecz jeśli los pozwoli mi kiedyś na jakąś większą (dalszą) wyprawę to chyba sobie kupię helikopter ;) Pozdrawiam cieplutko :) P.S. jak zwykle śliczne zdjęcia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, to nie koniec przygód z PKP podczas tego wyjazdu, ale o tym w ostatnim wpisie :) Dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Niezle sie zapowiada- przygody od poczatku i test cierpliwosci z pkp ;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze mam stres przed wyjazdowy związany z PKP i jak widać nie bez powodu 😉

      Usuń