Dlaczego kapci? O tym w dalszej części wpisu. Piękny, słoneczny dzień postanowiłam spożytkować na rowerze. To moja pierwsza wycieczka w tym roku. Towarzyszyła mi Ania, której moje trasy chyba się podobają, bo kolejny raz mi nie odmówiła. Zazwyczaj kiedy jeździmy we dwie jest dosyć wesoło i spotykają nas różne przygody. Tym razem również nie mogło być inaczej :) Naszym głównym celem był Połaniec. Niewielkie miasto w województwie świętokrzyskim. Odkąd oddano do użytku nowy most łączący świętokrzyskie z podkarpaciem, wszelkie wyprawy na tamtą stronę przebiegają o wiele szybciej i sprawniej niż wtedy, kiedy kursował tylko prom na Wiśle w Glinach Małych. Po drodze zahaczyłyśmy jeszcze o kościół w Gawłuszowicach, a później opuszczony dwór w Woli Zdakowskiej. Przy dworze postanowiłyśmy urozmaicić sobie trasę i wjechać na wał, a następnie wałem dotrzeć do mostu na Wisłoce w Gawłuszowicach. Niestety najpierw przed samym wjazdem pogonił nas jakiś mocno wkurzony burek, który wyleciał z niezamkniętego podwórka a później okazało się, że na wale jest jedno wielkie błoto i musiałyśmy zawrócić do głównej drogi. W okolicy wsi Ostrówek trafiłyśmy na opuszczone domostwo. Nie mogłam sobie odmówić..
Tak weszłam tylko ja przez to wybite okno. W trakcie wchodzenia wbiłam sobie dwie spore drzazgi w palec. To chyba była kara za wtargnięcie..
Trochę byłam zawiedziona, bo w środku praktycznie pusto. Bardzo niewiele zostało po dawnych mieszkańcach tego domu..
Zjeżdżając z nowego mostu Ania wypatrzyła kolejne opuszczone gospodarstwo. Najkrótsza droga do niego prowadziła przez pole.
Oczywiście mokra glina obkleiła tak koła, że w pewnym momencie nie chciały się już kręcić..
Dom jest ładnie położony, mimo bliskości drogi wojewódzkiej. Jakoś nie szczególnie dociera tu cały ten hałas przejeżdżających samochodów.
W środku bałagan, zniszczone piece kaflowe, wersalka i stary telewizor lampowy..
Nic dodać nic ująć ;)
Na ziemi znalazłam książkę. Otworzyłam ją gdzieś w połowie.. Powiało grozą ;)
Zrobiłyśmy sobie spacer wokół domu..
Pod jej ścianą leżały dwa żarna..
A w środku młocarnia (?) i dwa homonta.
Piękne sanie..
Resztki zastawy stołowej..
Tu była pewnie obora. W środku pełno skrzynek nie wiem po czym..
Sporo z napisami po rosyjsku..
Opuszczając gospodarstwo już nie przez pola, ale okrężną drogą skierowałyśmy się z powrotem na most. Po kilku minutach znalazłyśmy się w Połańcu. Pierwsze ślady tutejszego osadnictwa pochodzą z paleolitu. Ludność zamieszkująca te tereny prowadziła koczowniczy tryb życia i zajmowała się głównie rybołówstwem. W późniejszych czasach zaczęto hodować bydło i uprawiać ziemię. W XI wieku przy ujściu rzeki Czarnej do Wisły powstał gród, który podczas najazdów Tatarów został doszczętnie zniszczony i spalony. W 1264 r. Połaniec otrzymał prawa miejskie, a niespełna sto lat później został przeniesiony z Winnej Góry w obecne miejsce. Przez następne lata miasto zmagało się z kolejnym najazdem Tatarów i kilkoma pożarami. Początkiem XVII wieku wybudowano szpital dla ubogich, a obok kościółek św. Ducha. Podczas pierwszego rozbioru Polski w 1772 roku Połaniec został odcięty od rynku zbytu, jakim była Galicja. Wypłynęło to na poważne spowolnienie rozwoju gospodarczego miasta. Czas II wojny światowej pochłonął tutaj kilka tysięcy ofiar.
Kościół św. Marcina w stylu neoromańskim z cegły i piaskowca wybudowany w latach 1897-1899.
Zakładam, że to plebania..
Kościół ni jak nie chciał mi się z bliska w całości zmieścić w kadrze. Udało się to z kładki na rzece o nazwie Wschodnia.
Tą samą kładką przejechałyśmy na drugą stronę. Na ulicy 11 Listopada, która prowadzi do rynku można zaobserwować ciekawą drewnianą zabudowę..
..i rzeźby pana Józefa Reguły, który w ciągu 30 lat stworzył ich ponad 12 tysięcy. Za swoją działalność otrzymał wiele nagród i wyróżnień, a jego prace prezentowane były w Polsce i za granicą..
Byłyśmy już dość głodne. Nie miałyśmy ochoty na kebaba w rynku, więc z ciekawością zajrzałyśmy do Mięta Caffe. Z całym sercem możemy polecić to miejsce. Pyszna kawa, a sałatki bardzo obfite i smaczne. Do tego przytulny klimat. Deser już się nie zmieścił niestety..
Wyjeżdżając z rynku wjechałyśmy w ulicę Mielecką i poczułam, że jakoś ciężej mi się jedzie. Spojrzałam w dół i nie mogłam uwierzyć. Rowerem jeżdżę odkąd pamiętam i nigdy nie zdarzyło mi się złapać gumę, a tu proszę. A baby jak to baby ani zapasowej dętki ani pompki, no bo po co? Wykonałam telefon i zostało nam oczekiwanie na pomoc :)
W 1917 r. w setną rocznicę śmierci Tadeusza Kościuszki usypano kopiec. Umieszczono też kamień upamiętniający nadanie przez niego Uniwersału Połanieckiego.
Na lewo od kopca widać wydeptaną ścieżkę, która prowadzi do ulicy Akacjowej skąd roztacza się ładny widok na dolinę Wisły. Posiedziałyśmy tam chwilę na ławeczce i ruszyłyśmy w stronę wsi Winnica. Schodząc drogą w dół zauważyłam kolejną ścieżkę tym razem pod górę. Okazało się, że prowadzi ona na Winną Górę. Warto wybrać się tutaj na spacer, bo widoki naprawdę ładne. Można zobaczyć stąd Wisłę i okoliczne wsie.
W tym miejscu niegdyś stała kaplica św. Mikołaja.
Ania sprawdzała czy nadążam pchać rower :)
Pogoda była cudownie wiosenna. Spotkałyśmy mnóstwo spacerowiczów..
Nie wymyśliłyśmy czemu to może służyć :)
Na pewno znów przyjadę tutaj latem. Pewnie będzie ładniej, bo zielono..
Widok na jedną z największych w Polsce elektrowni cieplnych o mocy 1800MW. Zielony Blok który został uruchomiony w 2013 r. jest największym na świecie blokiem energetycznym opalanym w 100% biomasą. Elektrownia znajduje się w miejscowości Zawada i istnieje możliwość jej zwiedzania. Jednak uprzednio trzeba napisać podanie do Dyrektora Generalnego oraz przesłać listę uczestników wycieczki.
Ścieżka powoli zaczęła schodzić w dół..
Widok na przystań nieistniejącego już promu. Jak widać nadal przyciąga okolicznych mieszkańców..
Kolejny krzyż i kamień upamiętniający pierwszy kościół w Połańcu. Świątynia św. Katarzyny była zbudowana za panowania Bolesława Chrobrego. Na drugim zdjęciu słup we wsi Winnica do której schodziłyśmy z góry. Zaznaczono na nim poziom wody podczas powodzi, które nawiedziły okolicę w ostatnich latach.
Siedząc na przystani dawnego promu nad Wisłą, doczekałyśmy przyjazdu nowej dętki. Niestety podczas zmiany ogumienia okazało się, że kapcia mam też z przodu. No jak już złapać pierwszą w życiu gumę to raz a porządnie. Na dwa koła od razu. Nie pozostało nam nic innego jak zapakować się razem z rowerami do samochodu i wrócić do domu. Może za parę dni przy ładnej pogodzie uda się powtórzyć wycieczkę, tym razem z powrotem na rowerach :)
Ta rzeka koło kościoła to Czarna, a nie Wschodnia, zaś tajemniczy obiekt na Winnej Górze to punkt wysokościowy (najwyższy punkt w gminie Polaniec). Relacja bardzo interesująca :-). Pozdrawiam. Połańczanin.
OdpowiedzUsuńSugerowałam się mapami google, które pokazują że w tym miejscu jest rzeka Wschodnia :) Dziękuję za odwiedziny i informację. Poprawiam nazwę rzeki na właściwą. Pozdrawiam :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń